sobota, 31 grudnia 2011

Happy New Year

Szczesliwego Nowego Roku! Dobrej zabawy, super zyczen i ich spelnienia w nadchodzacym 2012 roku. No moze jeszcze dobrej realizacji Euro2012.

Moje plany na dzisiaj- nic szczegolnego. Zabawa w plenerze, w ograniczonym czasie, bo jutro od 7:30 pracuje. Zazdrosze spedzenia Sylwestra w Nowym Jorku(moze w przyszlosci i mnie sie to uda).

A teraz czas wracac do pracy i moich potworow bo 15minut free time w ciszy i spokoju wlasnie sie konczy.

Happy New Year!!

sobota, 24 grudnia 2011

Wesolych Swiat

Po raz pierwszy swieta spedze daleko od domu i mimo, ze polska Wigilia mnie nie ominie chcialabym byc teraz z najblizsza rodzina. Bez pierogow babci, ryby wujka i mojej mamy, super pysznego makowca to nie to samo. Nie chce jednak smutac bo w koncu po cos stworzyli tego Skypa, wiec ocieram lzy i koncze ostatnie przygotowania do tutejszej kolacji.

Wszyskim zycze spelnienia marzen, radosci, milosci, szczescia, wyrozumialosci, wszystkiego czego mozna zapragnac(oczywiscie z umiarem:)), smacznego karpia (choc wiem, ze ten tutaj bedzie okropny), niesamowitych prezentow i usmiechu przez caly nastepny nadchodzacy rok.

Wesolych Swiat! Merry Christmas!


A i brakuje mi ogladania Kevina Samego w Domu po raz enty:)

piątek, 16 grudnia 2011

Okolica

Tak jak obiecalam dodaje zdjecia okolicy. Niestety na razie tylko kilka zdjec i to dziennych, ale jesli dzisiaj mi sie uda zrobic kilka wieczornych na mojej ulicy postaram sie dodac je jak najszybciej.

Ogolnie mieszkam na dosc sporym osiedlu domkow z kilkoma roznymi ulicami, ktore naleza pod ten sam obszar. Dzisiaj korzystajac z okazji i pieknej pogody wybralam sie na godzinny spacer z moja srednia podopieczna i jej misiem. A o to efekty naszego spaceru:


Moj dom.











Cala moja okolica sklada sie praktycznie z takich domow jak na zdjeciach. Jest tutaj bardzo duzo zieleni a czasem mozna zobaczyc jelenia stojacego kolo domu. Niestety wiekszosc drzew jest juz bez lisci i to odbiera nieco uroku calej okolicy. Ale wierze, ze wiosna i latem jest tu jeszcze ladniej niz normalnie.

piątek, 2 grudnia 2011

Pierwszy miesiac w Stanach

Wczoraj minal moj pierwszy miesiac tutaj. Czas za szybko leci. Jeszcze dobrze nie przyzwyczailam sie do nowosci tutaj, a minelo juz tyle czasu. Czuje jakbym dopiero wczoraj przyleciala. Przez ten miesiac nie robilam powalajacych rzeczy(niestety), przyzwyczailam sie do nowego domu, jedzenia, ludzi. Brak samochodu uniemozliwia moje wypady do miasta. Niestety host nie pozwala mi jeszcze jezdzic ich samochodem samodzielnie, a na moj wlasny musze czekac jeszcze miesiac lub jak zdam prawko stanowe. Tak jak sobie obiecalam chodze na silownie najczesciej jak tylko sie da. Nie jem amerykanskich fastfoodow i staram sie szkolic moj angielski w kazdej mozliwej chwili. Na kursy bede mogla zapisac sie dopiero od stycznia, bo wtedy zaczyna sie nowy semestr, na ktory przyjmuja nowych studentow.

Cos o rodzinie:

Moja hostka to chyba spelnienie marzen! Jest niesamowita, zawsze wesola, mozna z nia o wszystkim porozmawiac i wie, ze jestem aby jej pomoc a nie tyrac jak niektore dziewczyny. Mamy ze soba bardzo dobry kontakt i to dzieki niej przetrwalam moj pierwszy prawdziwy homesick.

Z hostem nie mam najlepszego kontaktu, nie rozmawiamy za duzo, nie mamy o czym, a on i tak cale dnie spedza w pracy. Moze potrzeba troche wiecej czasu zebysmy i my sie dogadali.

Z najstarszym dzieckiem nie mam problemow. Jest to niesamowity 11-latek, z ktorym bardzo dobrze sie dogaduje, gramy razem w rozne gry, ogladamy filmy, wyglupiamy sie. On traktuje mnie jak starsza siostre ja jego jak mlodszego brata. Najmlodsza daje niezle popalic gdy nie chce spac w czasie drzemki i niczym nie mozna jej zainteresowac, a jak nie trzymasz jej na rekach w calym domu slychac jej placz. Ze starsza nie ma az tylu problemow, sama idzie spac gdy przychodzi czas jej drzemki, latwo sie z nia bawic i zainteresowac ja czyms, przyzwyczaila sie do mnie juz po pierwszych trzech dniach. Jest to moje male chodzace sloneczko.:)

Mam nadzieje, ze po swietach jak bede miala i pieniadze i czas i samochod, zaczne cos w koncu zwiedzac i moje wypady na miasto nie beda sie ograniczac do tych w weekendy i to w dodatku z host rodzina bo kto inny mnie zawiezie tam gdzie chce.

Zdjec niestety nie bedzie, poniewaz nie chce umieszczac zdjec rodzinki bez jej zgody.

W nastepnym poscie przedstawie na zdjeciach moja okolice jesli uda mi sie wyrwac na samotny spacer z aparatem:).

piątek, 25 listopada 2011

Thanksgiving Day

Moje pierwsze Swieto Dziekczynienia zaliczone. Oczywiscie wszystkie plotki na temat ilosci jedzienia podawanej w tym dniu i wielkosci indyka sprawdzaja sie w kazdym calu. Dla amerykanow nie jest to normalny swiateczny obiad, a uczta, ktora musi sie zakonczyc w wiekszosci przypadkow rozpieciem guzika przy spodniach no chyba, ze ktos ma zalozone leginsy lub sukienke tak jak ja. Oczywiscie przygotowania trwaja juz od poczatku tygodnia, najpierw w postaci robienia ogromnej ilosci zakupow, a pozniej ogromnej ilosci jedzenia, ktore zostaje zjadane przez kolejne trzy dni tuz po swiecie. Ja jako, ze uwielbiam gotowac i piec bylam wniebowzieta, gdy dowiedzialam sie, ze moge pomoc. I tak o to dzieki mnie powstaly wszystkie desery i czesc potraw.

Kilka zdjec:










Przez najblizszy tydzien spalam na silowni cale jedzenie z tego swieta:)

Zaleglosci- NYC zdjecia

Nareszcie mam swojego laptopa i moge dodac obiecane zdjecia z NYC. Niestety jest ich nie wiele, poniewaz czesc byla bardzo zlej jakosci, a ja i tak wybralam te najladniejsze. Opisow nie bedzie. Wiekszosc zdjec pochodzi z Time Square.














Musze wybrac sie do NYC w najblizszym czasie zeby zobaczyc wiecej:D.

poniedziałek, 7 listopada 2011

5 dni

Dzisiaj mija 5 dzień mojego pobytu u rodzinki. Jak na razie jest super. Powoli przyzwyczajam sie do amerykańskich zwyczajów. Konto w banku mam już założone. Zostało mi tylko wyrobić social security number i prawko stanowe. Mam darmowe członkostwo na siłowni i w najbliższym czasie mam zamiar z niego korzystać ile wlezie. Zdjęć jak na razie nie będzie bo nie mam swojego laptopa i nie mogę wrzucić żadnych. Jak na razie korzystam z internetu przez mojego iPoda i laptopa hostki. Jak tylko kupię laptopa postaram sie wszystko nadrobić dodając pokolei posty tylko i wyłącznie ze zdjęciami. Jutro jadę z hostka i dziećmi do zoo, a pózniej na pierwsze amerykańskie zakupy. Oczywiście nie mogła mnie ominąć pierwsza choroba w USA i tak oto od sobotniej nocy jestem chora i ledwo co mówię już nie wspominając o pracy, ale jakoś daje radę, biorę leki i mam nadzieje, ze do końca tygodnia mi przejdzie bo szkoda by było zmarnować nadchodzący weekend na lezenie w łóżku. Pod koniec tygodnia postaram sie zamieścić kolejnego posta, a tymczasem ide sie szykować na moj pierwszy odcinek Gossip Girl w USA.

środa, 2 listopada 2011

Szkolenie

Dzisiaj jest przed ostatni dzien szkolenia w NY. Jutro czesc aupairek leci do swoich rodzin, po czesc przyjeżdżają rodziny. Ostatnie chwile by nacieszyć się Nowym Jorkiem i New Jersey, gdzie znajduje się mój hotel. Jutro po raz pierwszy spotkam się z rodzina. Boje się trochę bo to nie to samo co rozmawiać na skype. Szkolenie ogólnie nudne oprócz ćwiczeń z pierwszej pomocy.
Mam nadzieje, ze wszystko będzie dobrze i dogadamy się od pierwszej chwili. Prezenty już czekają w gotowości w nieco porwanym opakowaniu, ponieważ nawet owinięte w ubrania nie uniknely zderzenia z lotniskowa rzeczywistością, która dla wszelkiego rodzaju walizek jest okrutna. Oczywiście znając moje szczęście albo raczej pecha po wyjściu z samolotu porwala mi się podreczna torba. Dobrze, ze w dużej walizce mam jeszcze 7kg wolnego miejsca, wiec wszystko wpakuje do niej. Amerykańskie jedzenie mimo ogólnej opini jest nawet dobre i różnorodne. Kończę już te moje wywody bo czas iść spać. Kolejnego posta napisze już będąc u rodziny.

wtorek, 25 października 2011

Zdjęcia

Tak jak obiecałam dodaję zdjęcia. Udało mi się je zrobić dzisiaj po walce z moim aparatem, ponieważ po wczorajszym popsuciu dzisiaj nagle ożył. Przepraszam za jakość zdjęć.

Kubki dla chłopców. Do środka wsadzę jeszcze słodycze i zapakuję w ozdobny papier.

Misie dla starszych dziewczynek również zapakuję w ozdobny papier.

Grzechotko-gryzak i pluszowa żabka dla najmłodszej.

Mini książka kucharska dla hostki.


Moja torba na podręczny

I torba na bagaż główny.

Hostowi kupię torcik wedlowski i tak jak inne prezenty zapakuję w ozdobny papier. Żeby nie kusiło za bardzo wszystkie słodycze kupię dopiero w piątek lub sobotę.

poniedziałek, 24 października 2011

6 dni

Do mojego wyjazdu zostało już tylko 6 dni. Prezenty kupione, ubrania do spakowania przyszykowane, projekt zrobiony do połowy. Prawie wszystkie pożegnania zaliczone, drobne zakupy porobione. Zostało mi się tylko spakować i wyruszyć w poniedziałek na lotnisko. A i wiza dotarła do mnie w nie naruszonym stanie, choć spieprzyli sprawę z dodatkowymi dokumentami bo strasznie wystają:P.

A więc mój lot wygląda tak:

31 październik

8:15 Gdańsk- 10:05 Frankfurt
13:20 Frankfurt- 16:45 Nowy Jork(czas lotu 8:25h)

Nie mogę się już doczekać kiedy wychodząc z lotniska w Nyc pomyślę, że moje marzenia właśnie się spełniają:).

Jeszcze przed wyjazdem dodam posta ze zdjęciami prezentów dla Host Family jeśli oczywiście mój najukochańszy aparat w magiczny sposób ożyje, bo ostatnimi czasy ciągle się psuje i nie chce działać nawet jak ja tego bardzo chcę. Kolejna rzecz na liście do kupienia w USA, która z dnia na dzień się powiększa. Zastanawiam się tylko skąd ja na to kasę wezmę.

niedziela, 16 października 2011

Spotkanie wizowe

Piątek godz. 8:15 po rutynowej kontroli, przeczekaniu w przepięknej długiej kolejeczce, otrzymaniu numerku 20, denerwowaniu się jak przebiegnie rozmowa, wyświetla się mój numerek na tablicy. Podchodzę zestresowana do okienka i moim oczom ukazuje się pani Konsul. Krótka rozmowa zamieniła się w 15 minutowe maglowanie na wszelkie możliwe tematy związane z wyjazdem i zakończyła się odmową wizy, dopóki nie przyniosę potwierdzenia tego, że zajmowałam się dziećmi, zwrócony został mi paszport, a reszta dokumentów została zabrana i czekały na mój powrót z referencjami. Załamana i zdezorientowana lecę do biura, tam wszyscy zdziwieni, że odmówili mi wizy. Panie z agencji P. stanęły na wysokości zadania szybki wydruk referencji, liścik do pani Konsul w języku angielskim i potwierdzenie Placementu. Po kilkudziesięciu minutach kolejny maraton z biura do ambasady. Wpychanie się do kontroli z maślanymi oczami, że ja tylko donoszę dokumenty. Bez kolejeczki do stanowiska gdzie wydają numerki, aby przemiłą panią poinformować, że to ja i mam kolejne papierki. Szybkie wywołanie przez panią Konsul po nazwisku( jej wymowa była po prostu cudna, bo moje nazwisko być bardzo trudne dla obcokrajowca:):)). Szybka rozmowa po anglikańsku, pobieżne sprawdzenie referencji i chyba najbardziej oczekiwane przeze mnie słowa ostatniej godziny czyli "wiza wraz z dokumentami dotrze do Pani w ciągu 5 dni roboczych i ważna jest do listopada przyszłego roku". Szczery uśmiech na mojej twarzy i dziękuję do widzenia, nie ma mnie w ambasadzie. Kolejny maraton już ostatni do biura, potwierdzić otrzymanie wizy i krótka rozmowa przed wyjazdowa. Autobus, dworzec centralny, po drodze Empik w Złotych Tarasach i po 7h kolejny raz w pociągu tym razem do domu.

Opisałam wszystko po kolei, jak doszło do odmowy wizy i co trzeba było zrobić w tej sytuacji, ponieważ może przeczyta to kilka osób, które tak jak ja będą się o tą wizę starać i mogą mieć podobną sytuację do mojej. Nie martwić się, nie denerwować z uśmiechem na twarzy przyjąć do wiadomości odmowę i jak najszybciej zadziałać z biurem w tej sprawie. Nie musiałam umieszczać żadnej dodatkowej opłaty, tak jak pisałam zostałam przyjęta bez problemu, bez kolejki. Wizę powinnam dostać z paszportem najpóźniej do środy.

Fakt były to jedne z najgorszych trzech godzin w moim żywocie, ale przebrnęłam przez to wiem już co i jak i jak walczyć o swoje prawa i żeby się nie poddawać bo wszystko idzie załatwić dyplomatycznie bez żadnych problemów, trzeba tylko chcieć i o to zawalczyć.
Napisałam wystarczająco dużo w tym poście o moim spotkaniu wizowym. Mogę dodać tylko, że po wyjściu z ambasady po raz drugi skakałam z radości i dzwoniłam do kogo tylko się da z tą jakże wspaniałą wiadomością.:D


Dzisiaj wróciłam po dwudniowym pierwszym pożegnaniu rodzinnym. Od jutra zabieram się za Pre- Departure Orientation Project. Czekają mnie w przyszłym tygodniu kolejne pożegnania i powolne pakowanie. Muszę dokupić jeszcze kilka prezentów dla Host Family i wszystko będzie już gotowe. Oficjalnie do mojego wyjazdu zostało 14 dni. Jak ten czas szybko leci:):)

Postaram się dodać zdjęcia prezentów dla HF i projektu.

środa, 28 września 2011

Upragnione "You have matched with the ....... family"

Po miesiącach poszukiwań, załamań i poprawiania swojego profilu nadszedł dla mnie ten upragniony dzień, w którym na profilu ujrzałam jakże magiczne słowa z tytułu posta. Tak więc 31 października wylatuję z Gdańska do USA na szkolenie w NY.

A więc do rzeczy: rodzinka z St. Louis, 3 dzieci(raz w miesiący 5), matka pracująca w domu(na początku mnie to przerażało, ale po rozmowie stałam się spokojniejsza), host dad polakiem, własny pokój z łazienką, dostęp do samochodu, telefonu i internetu, dzieciaczki super, praktycznie będę się zajmowała najmłodszymi dziewczynkami. Blisko do Collegu, brak limitów na wyjścia, traktowanie jak członka rodziny. Weekendy wolne, dwa razy w roku wakacje z host rodzinką. Normalnie jestem w szoku, że taka super rodzinka mi się trafiła.

W przyszłym tygodniu powinnam mieć już wszystkie dokumenty i rozmowę o wizę. Wtedy już tylko prezenty dla host rodzinki, pożegnania i pakowanie i najpierw Welcome in NY, a po trzech dniach Welcome in St. Louis. Mam nadzieję, że ten najbliższy rok będzie najlepszy w moim życiu i spędzę go tak jak sobie tylko wymarzyłam. :D:D


A to kilka zdjęć mojego przyszłego domu:







Edit(29.09.2011):

Dzisiaj otrzymałam na profil szczegółowy plan mojego lotu. I tak wylatuję 31 października o 8:15 z Gdańska, przesiadka we Frankfurcie i stamtąd o 13:20 do NY, w którym będę o 16:45.

piątek, 29 lipca 2011

1000 wyświetleń

Wczoraj mój blog przekroczył magiczną liczbę 1000 wyświetleń, może dla niektórych nie jest to dużo, ale dla mnie jest to dowód, że ktoś jednak interesuje się tym blogiem i czyta moje wypociny.



Przejdźmy może do rzeczy mniej przyjemniejszych. Na profilu nadal cisza, filmik nowy wgrany i zaakceptowany przez agencję. Dzisiaj również mieli wprowadzić jakieś zmiany w moim profilu pod względem wieku dzieci, którymi chciałabym się zajmować i jazdy samochodem. W poniedziałek dosyłam jeszcze referencje i postaram się dodać jakieś nowe zdjęcia. Mam nadzieję, że teraz coś ruszy i znajdę swoją wymarzoną rodzinkę jak najszybciej.

A i przy okazji muszę się pochwalić, że dzięki Karolinie w końcu udało mi się dodać tak magiczną i nieosiągalną dla mnie wcześniej rzecz jaką jest pogoda i zegar w menu po prawej stronie:). Karolina jesteś Boska przez duże B ;D :D. Ona wytłumaczyła mi jak użyć to magiczne narzędzie do dodawania takich o to cudów :)

piątek, 22 lipca 2011

match nr 2 koniec

Skończyło się szybciej niż się zaczęło. Rodzina wysłała mi maila na 10 minut przed rozmową, że zdecydowali się na inną aupair. Świetnie po prostu świetnie.:(. Czyli nadal muszę czekać.:(. To czekanie mnie dobije:|. Ciekawe za ile teraz odezwie się jakaś rodzinka.

kolejny match

Jest w końcu nareszcie. Mam kolejny match. Rodzinka z Montclair, NJ czyli bliziutko do NY. Dwójka chłopców- 4 i 1. Host mom i dad profesorowie na Montclair University i Columbia University(ojciec). 45 godzin tygodniowo czyli max. Rodzinka wydaje się fajna i wesoła z opisu. Jesteśmy umówieni na rozmowę o 19, więc trzymajcie kciuki, żeby to była "ta" rodzinka. Normalnie jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak jak dzisiaj. Ale to chyba z powodu tego długiego oczekiwania na jakikolwiek match. No i chyba zacznę wierzyć w horoskopy, bo sprawdzałam kilka dni temu w gazecie kuzynki i wyszło, że 22 lipiec będzie moim szczęśliwym dniem. No to teraz tylko nie można się zbłaźnić podczas rozmowy i będzie ok:)

czwartek, 14 lipca 2011

Coś się ruszyło.

Jak w tytule tylko, że nie na APC tylko dostałam maila od rodzinki, że są mną zainteresowani i cały opis. Nie mam pojęcia na jakiej stronie mnie znaleźli bo przeszukałam wszystkie. Rodzinka z Kalifornii, dwója dzieci 5 i 3. Matka menager w Walmart ojciec inżynier w Marines, duży dom, samochód do uzgodnienia i jeśli zdam prawko kalifornijskie. Opieka nad dziećmi robienie im posiłków, sprzątanie po nich. Napisałam im, że jestem w agencji i trochę o sobie, więc teraz czekam na odpowiedź czy nadal są zainteresowani i czy zapiszą się do APC. Jeżeli tak to może już nie długo dołączę do grona szczęśliwie przebywających w USA aupairek. Rodzina wydaje się nawet fajna. Zobaczy się w kolejnych mailach czy coś z tego wyjdzie. Na razie nie ekscytuje się za bardzo, bo wszystko się może zdarzyć.

EDIT:

Normalnie nie wiem co mnie podkusiło ale wpisałam imię i nazwisko hostki z maila w google i co się okazało, że jest to SCAM, a ja się dałam nabrać:) i odpisałam im na maila. Niby IP z kalifornii, ale ten sam mail widnieje na stronie ze scamerami. Dobrze, że podeszłam do tej rodziny z dystansem bo teraz się nie zawiodłam. No nic zostaje mi nadal czekać i nagrać przez weekend nowy filmik lepszy od poprzedniego. Może to coś da i rodziny zaczną się zgłaszać:)

czwartek, 7 lipca 2011

Profil

No to tak. Cisza jest nadal, ale z profilem wszystko w porządku. Dopisane referencje, dzięki którym widnieje dla rodzin w kategorii opieki nad dziećmi poniżej 2 lat. Mam nadzieję, że teraz się coś ruszy, a w tym czasie ostro pracuję na stronach typu aupair-world. Jak na razie żadna rodzina nie odpowiedziała, ale się nie załamuję. Może nie powinnam tak pytać oficjalnie, ale zna może ktoś rodzinę, która potrzebuje aupair w USA?:). Trzeba próbować wszystkich sposobów.:).

A to kolejna piosenka, którą słucham od dłuższego czasu i przy niej się odprężam.




Zastanawiam się czy nie umieścić playlisty ulubionych piosenek na blogu, ale to chyba za dużo roboty by było xD. Humor lekko poprawiony i patrzę pozytywnie na mój jeszcze możliwy wyjazd do US. Wczorajszy dołek do połowy zasypany:)

środa, 6 lipca 2011

Cisza nadal trwa:(

Ja to chyba niedługo zwariuje z powodu tego wyjazdu. Wysłałam referencje, zapisałam się na różnych stronach z ofertami rodzinek, dzwoniłam do biura, a rodziny jak nie było tak nie ma. I jeszcze do tego jakbym miała za mało problemów nie widać mnie w wyszukiwarce na stronie APC. Nie wiem może mają jakieś problemy techniczne ale czemu tylko mnie nie widać? Na profilu nie pisze żebym miała jakieś rodzinki, na maila też nic nie dostaję. Zastanawiam się tylko czy długo mam jeszcze czekać. Opłata rekrutacyjna na studia wpłacona i papiery przygotowane w razie co(trzeba mieć jakiś plan B). A co do planu B w szukaniu rodzinek na jednej stronie jestem zainteresowana profilem, ale jest to samotny ojciec, lokalizacja NY i nie wiem czy się odezwać. Podobno samotni rodzice to zazwyczaj koszmar dla au pairki. Wszystko się wali, pali, a ja zaczynam się załamywać. No nic, kończę te moje gryzmoły idę płakać do poduszki;(.

Edit:

Wysłałam wiadomość do samotnego ojca. Może akurat będzie fajnie. Przecież zawsze można popisać i dowiedzieć się kilku rzeczy nie koniecznie wybierając tą rodzinę. Czekam teraz na odpowiedź. Ciekawe co z tego wyjdzie

piątek, 1 lipca 2011

:|

Pierwszy lipiec, ponad miesiąc od kontaktu z ostatnią rodzinką. Na profilu ciągle cisza. Chwile załamania są teraz u mnie częstsze niż zazwyczaj. Nie poddaję się jednak i dążę do celu. Dzisiaj dosyłam referencję i dzwonię do biura zobaczyć jak się sprawy mają i może w końcu dowiem się dlaczego to tak cholernie długo trwa. Nie wiem czy to coś pomoże, ale zawsze można się jakoś podbudować i odzyskać entuzjazm z początków. No nic trzeba iść dalej. Mój termin wyjazdu na profilu to ASAP a tak naprawdę to kiedy tylko fajna rodzinka się znajdzie. Co oni w tych stanach mają, że nie szukają aupairek czy po prostu ja mam tylko takie małe zainteresowanie?:|

A to co słucham prawie bez przerwy od kilku dni:



Stara, ale ma coś w sobie co powoduje, że mój humor się poprawia:)

sobota, 25 czerwca 2011

Powrót

Tak tak już wróciłam, a dokładniej w niedzielę wieczorem. Pieniążków zarobiłam, na wizę mam:). Trochę pokomplikowało się z moim wyjazdem. Do planowej daty, którą zaznaczyłam w aplikacji zostało coś koło 2 tygodni, a rodzinki jak nie było tak nie ma. Wkrótce wyniki matur i trzeba gdzieś złożyć papiery- niestety. Od poniedziałku biorę się poważnie do roboty, wysyłam kolejne referencje i walę drzwiami i oknami do biura xD. Mam nadzieję, że do końca lipca uda mi się wyjechać. Jak ja się stęskniłam za blogiem i forum aupair.:)

sobota, 28 maja 2011

Wyjazd

Nadszedł ten smutny czas, że dla mnie wakacje się skończyły. Trzeba jechać do pracy i zarobić na tą wizę i inne wydatki związane z moim przyszłym na razie nie pewnym wyjazdem do USA. Problemy się mnożą i dzielą jak tylko mogą żeby pokrzyżować moje plany. Ale ja się nie dam i rodzinkę znajdę!:). Problemy z internetem ograniczają moje pole do popisu, ale zostaje jeszcze telefon. Dlatego zmieniam godzinki na profilu i możliwość kontaktu i mogę jechać. Oczywiście z powodu wyjazdu również blog zawieszam na jakiś czas(na ile się zobaczy, zależy kiedy wrócę). Do lipca jeszcze cały długi miesiąc i wszystko się może zdarzyć. Myślę pozytywnie:). Wszystkim szukającym rodzinek życzę powodzenia i sobie również. :)

czwartek, 26 maja 2011

Dzień matki

Dzisiaj z okazji święta naszych kochanych mam postanowiłam swojej upiec ciasto. A skoro jesteśmy na diecie jest ono dietetyczne.

Dżem rabarbarowy:

0,5 kilo rabarbaru
słodzik- 30 tabletek
olejek waniliowy

Rabarbar umyć i obrać, pokrojony wrzucić do garnka i zalać odrobiną wody. Gotować pod przykryciem, aż zacznie parować, następnie odkryć dodać słodzik i olejek waniliowy i smażyć na ogniu przez 30 min.

Biszkopt:

3 jajka
3 łyżki słodziku w proszku
1 łyżeczka proszku do pieczenia
40gram budyniu lub skrobi
aromat waniliowy
1 łyżka mleka

Białka ubić na sztywno, żółtka z resztą składników zmiksować i dodać białka, delikatnie wszystko wymieszać. Wylać na dużą wyłożoną papierem do pieczenia blachę i piec 12 min w 200 stopniach(piekarnik musi już być wcześniej nagrzany, nie wstawiać do zimnego piekarnika). Tak samo pieczemy drugi biszkopt.


Masa jogurtowa:

4 małe jogurty naturalne Danona
sok malinowy
żelatyna 3 łyżki

Żelatynę rozrobić w 1/3 kubka gorącej wody, dodać do pełna soku malinowego. Całość wlać do miski z jogurtami i zmiksować.

Z pierwszego biszkoptu wycinamy koło wielkości podstawki do tortownicy. Tortownice obkładamy papierem i wkładamy biszkopt. Drugi biszkopt smarujemy dżemem rabarbarowym i zwijamy w roladkę od dłuższego końca, następnie kroimy w małe centymetrowe lub mniejsze plasterki. Wykładamy nimi boki tortownicy. Następnie wylewamy masę jogurtową i wykładamy resztę roladek na wierzch. Wstawiamy na kilka godzin do lodówki żeby się wszystko ładnie ścięło.

Smacznego.!






Ja już swój wcinam razem z mamuśką:). Bardzo jej smakuje:)